top of page

WYSPA NIESPODZIANKA

Kiedy z języków załogi kapitana Jabłuszki dawno już zniknął drażniący posmak kokosów, a jego miejsce zajęła przyjemna, rybia śliskość śledzi, łososi i szprotek, wszyscy zatęsknili za kolejną wyprawą. Pełne brzuchy, jak wiadomo, zachęcają do ruchu i zmiany, więc po dwutygodniowym pobycie na bogatej w ryby Północy Jabłuszko, Igor, Beta, Roma i Józef nie mogli już usiedzieć w miejscu. Jabłuszko zaopatrzył się w jakieś nowe mapy, kocur i Józef zadbali o beczki pełne frykasów, które wypełniły ładownię, Beta wydziergała dla wszystkich nowe hamaki, a Roma siedziała nostalgicznie na bocianim gnieździe i umilała wszystkim czas grą na harfie, którą znalazła w lokalnym sklepie ze starociami.

Jak tylko wszystko było gotowe, kotwica została podniesiona i statek Jabłuszki, przy kojących dzwiękach harfy, odpłynął na południe. Morze było spokojne, od lądu ciągnął lekki wietrzyk, a słońce świeciło przyjemnie z nieba pokrytego niewielkimi obłoczkami. Powietrze przecinały skrzeki mew, fale obijały się łagodnie o burtę. Mówiąc krótko, zaraz po wypłynięciu wszystkich zaczęła ogarniać potworna nuda.

– Poukładajmy puzzle – podrzucił z entuzjazmem Jabłuszko, ale wszyscy przywitali jego propozycję przewracaniem oczami.

– Zjedzmy więcej śledzi – zasugerował Igor.

– Chodźmy spać – podsunęła Beta.

– Może coś razem ugotujemy – bez przekonania powiedział stary Józef.

– Ja chciałabym obejrzeć tę wyspę – odezwała się siedząca wciąż na bocianim gnieździe Roma.

– Którą wyspę? – zapytał zdziwiony chór głosów z poziomu pokładu.

­– Tę, która właśnie pojawiła się na horyzoncie – odpowiedziała Roma.

Już za chwilę wszyscy siedzieli uczepieni bocianiego gniazda i obserwowali powiększającą się powoli powierzchnię wyspy.

– Ciekawe… – powiedział Jabłuszko i zawiesił głos – nie spodziewałem się żadnego lądu przez najbliższe dwa tygodnie. Ale cóż, mapy kupiłem w antykwariacie. Obejrzyjmy ją.

Wydawało się, że wyspa dopiero co wyłoniła się zza horyzonu, a już za pół godziny dziób statku zanurzył się miękko w żółtym piasku plaży. Wszyscy byli podekscytowani i tylko stary Józef pozostawał całkowicie obojętny na możliwość przygody, którą oferowało nowe miejsce. Jak tylko przybili do brzegu, zaczął narzekać na reumatyzm, stwierdził, że nie lubi niespodzianek, i zaszył się pod pokładem. Pozostali postanowili zbadać wnętrze wyspy, a że świeciło słońce i wiał lekki, przyjemny wietrzyk, od razu zabrali się do dzieła.

Plaża dość nietypowo kończyła się gęstym borem drzew palmowych. Jabłuszko nigdy nie widział tak zwartego gąszczu wysokich, prostych pni. Z powątpiewaniem spojrzał na Igora i Romę – pierwszy objadał się ostatnio nieprzyzwoicie, a druga była pokaźnych rozmiarów głowonogiem, ale szybko zrzedła mu mina, kiedy razem z Betą, z trudem i niezgrabnie, przeciskali się między pniami, podczas gdy kot i ośmiornica przemknęli obok nich bez większego wysiłku. Na szczęście palmowa gęstwina nie ciągnęła się daleko i wszyscy czworo już wkrótce stali po jej drugiej stronie. Igor i Roma oraz spocony Jabłuszko i potargana Beta z zaskoczeniem patrzyli na rozciągającą się przed nimi plażę.

– Nic z tego nie rozumiem – wymamrotał Jabłuszko – To jakieś żarty. Gdzie jest środek wyspy?

– Zdaje się, że za nami – zauważył rezolutnie Igor, chociaż sam też był nieco zaskoczony.

– Wracajmy – stwierdził wciąż zasapany Jabłuszko – nie podoba mi się to.

Wszyscy czworo ponownie weszli między palmy. Być może była to kwestia zmęczenia, ale Jabłuszce wydawało się, że tym razem przeciskanie się trwało znacznie dłużej. Kiedy w końcu kapitan wygramolił się z gęstwiny, jego oczom ukazał się następujący widok: Igor, Roma i Beta stali z wytrzeszczonymi oczami przed sporym wodospadem wpadającym do turkusowego jeziorka. Wokół nich wznosiła się ściana lasu deszczowego dudniącego śpiewem tropikalnych ptaków.

– A to co? – wymamrotał zdezorientowany zupełnie Jabłuszko.

– Wodospad – podrzucił skwapliwie Igor, który nagle zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał.

– To widzę, ale co on tu robi? – odparł poirytowany Jabłuszko.

– Spad… – zaczęła Beta, ale przerwał jej obudzony ze swojego zamyślenia Igor.

– Niespodzianka!!! – wykrzyknął zachwycony.

Pozostała trójka spojrzała na niego, jakby oczekując urodzinowego ciasta i papierowych koron, które się jednak nie pojawiły.

– Wyspa Niespodzianka! – wyjaśnił kocur. – Opowiadał mi o niej ostatnio pewien rudzielec, kiedy pożerałem z  nim niespodziewanie znalezioną głowę śledzia.

– A co konkretnie powiedział? – zapytała Roma.

– Cóż, z tego, co zrozumiałem, a mówił i tak dość niewyraźnie, bo pysk miał zalepiony tłuszczem, to jest to wyspa, na której wszystko, co się dzieje jest zupełnie niespodziewane.

– Też mi niespodzianka – parsknął Jabłuszko – to akurat już wiemy.

– Pytaliście, to mówię – odparł urażony nieco Igor i zaczął nerwowo lizać sobie bok.

– Jeśli wszystko, co się tu dzieje, jest niespodziewane, to jak wrócimy na statek? – Jabłuszko wypowiedział na głos to, co wszyscy właśnie sobie pomyśleli.

– Może powinniśmy bardzo szybko biec w jednym kierunku? – zaproponowała Beta.

– Wrócić po naszych śladach? – podsunęła Roma.

– Wykąpać się w jeziorku? – przyszło nagle do głowy Jabłuszce, bo cała ta podróż w głąb wyspy była bardzo męcząca i kapitan był pokryty kropelkami nieprzyjemnego potu, który utrudniał mu myślenie.

Na to hasło Romie zaświeciły się oczy, ale Igor i Beta spojrzeli na kapitana z wyrazem obrzydzenia na pyskach – mokre futro i sfilcowana wełna nie wydawały im się kuszącą perspektywą. Tymczasem Jabłuszko już odpinał Papuszka, ściągał kapelusz i zdejmował ubranie, a Roma sprawdzała macką, czy woda jest przyjemna. Nie minęła chwila, kiedy jedno po drugim rozległo się głośne: PLUSK!

– Wskakujcie szybko! – krzyknął Jabłuszko, jak tylko wynurzył się na powierzchnię.

Igor i Beta zrobili zdziwione miny, ale Jabłuszko wrzasnął: – Szybkoooooo!!! – więc nie wahali się dłużej i chlupnęli do wody. Kiedy się wynurzyli, zobaczyli plażę, a przy niej zacumowany statek. Zza burty dochodził ich miarowy chrap starego Józefa, który najwyraźniej uciął sobie drzemkę w popołudniowym słońcu. Jak tylko wszyscy wygramolili się na brzeg, Igor i Beta spojrzeli pytająco na kapitana.

– Woda była słona – wyjaśnił Jabłuszko. – A słona woda jest tylko w morzu. Pomyślałem od razu, że to droga do naszego statku i że jeśli zadziałamy szybko, nie spotka nas kolejna niespodzianka i miałem rację!

– To nie ma żadnego sensu – wymruczał przemoczony Igor.

– Nieważne – powiedział Jabłuszko – grunt, że wróciliśmy na statek.

© 2022 by Czarno-Biała Sroka. Proudly created with WIX.COM
bottom of page