Bąk Władysław
Bąk Władysław żył na łące,
Bardzo grube miał dwa końce:
Z jednej strony puszek głowy,
Pchać się w dzwonki wciąż gotowy,
Z drugiej strony odwłok w pasy,
W pyłku nurzać się wciąż łasy.
Bąk Władysław właśnie leci,
Odwłok w słońcu pięknie świeci,
Skrzydła furczą, czułki sterczą,
Władka jednak myśli dręczą.
Gruby bowiem i dorodny,
Władek wciąż i wciąż jest głodny.
Nektar spija, pyłek łyka,
Całe dnie się z tym boryka.
Z kwiatka znów na kwiatek leci,
Odwłok ciągle w słońcu świeci.
Władek jednak już nie może,
Czuje, że ten głód go zmoże.
Pod pasami wciąż go ssie,
I na jawie, i we śnie.
Gdy na chwilę przysiąść musi,
Głód go strasznie w brzuchu dusi.
Bąk Władysław znowu leci,
Odwłok pięknie w słońcu świeci.
Błysk spostrzegła ten bogatka
I już nie ma bąka Władka.
